wrzesień, który zamienił się nagle w listopad…

Targi były… – zaskakująco niewielkie. Jakkolwiek, udało mi się nawiązać trzy fajne kontakty – zatem warto było jechać. Przy okazji pokazu mody przyglądałam się z zaciekawieniem dwóm paniom po sześćdziesiątce, wyglądającym zjawiskowo w nieco przerysowanych kreacjach, dużych okularach – a jedna z nich miała długie, siwe warkocze. Boskie!

Nie mogłam się powstrzymać, podeszłam i powiedziałam, że mnie zachwycają. Podziękowały grzecznie i z uśmiechem dodały: „Lubimy być widoczne”. Absolutne cuda, cuda polskie! Wybrałam kolory sampli kamizelek – ciekawam bardzo odbioru. Postawiłam na zgaszoną zieleń i mieszankę śliwy z odrobiną czerwonego, dymionego wina.

Chciałabym już mieć jedną z nich na sobie. Ale, ale – w głowie mam ciągle słowa tych pań. Pracuję obecnie nad tym również – co by być. A raczej: nie bać się być widoczną. Powiem Wam, że mile łechce to moją próżność. Trochę. mile łechce to moją próżność. Trochę.