Twój koszyk jest obecnie pusty!
Tag: natura
-
Czerwiec – końcówka
Kiedyś mój ulubiony miesiąc – czerwiec – może ze względu na moje urodziny. Wiecie co, ostatnio odliczałam, czy na pewno mam tyle, ile mam – no zgadza się. Nie chce być inaczej. Trochę szkoda. Szkoda, ale chyba tylko ze względu na siły. Wczoraj na treningu, bolało mnie absolutnie całe ciało, jakby krzyczało: „ odpooo czniiiijjjj...!” Przez chwilę myślałam, żeby zejść z siodła, ale ostatecznie robiłyśmy ustępowania w stępie – biorąc pod uwagę nasze z Pluszową ruchy, wymyśliłyśmy chód przed stępem :)) - było to wyjątkowo trudne. W kłusie lepiej. Trening zaliczony, zawsze o „coś” do przodu.
Przy okazji – zastanawiam się od wczoraj, co znaczy robić coś „ w hołdzie” - tak naprawdę co znaczy – oprócz formuły oczywistej, jaką znajdziemy w Wikipedii:
“Hołd lenno (łac. homagium) – ceremonia uroczystego zawarcia kontraktu lennego. Podczas niej następowało właśnie homagium: wasal klękał przed swoim seniorem i składał mu uroczystą przysięgę wierności, zobowiązując się do niesienia pomocy swojemu seniorowi w radzie (łac. consilium) oraz ofiarowania pomocy zbrojnej (łac. auxilium).”W powszechnym rozumieniu, oddanie hołdu znaczy nie mniej, nie więcej, niż wyraz szacunku, uznania, oddania, czci. No.
-
Czerwiec 2024r.
Mornings at the “ranch” are amazing. I absolutely love my morning garden check. Mine is completely chaotic – just like the old me. What I enjoy most is sitting with a cup of coffee, barefoot in the grass, watching my herd (two dogs and three cats). They have daily rituals, and I love observing them. It’s heartwarming that they like being close to me. Although I’m not sure if they like it or just simply are.
Alright, I’m off to the stable – I need to shake off the bad energy sent by the “Lady With No Class.” Well, I wish her all the best. That’s just how I am ;) -
6 maja 2024r.
Czasem zastanawiam się, jak to się dzieje – a dotyka mnie to co roku – że zawsze przegapię fazę od momentu, kiedy na drzewach pojawiają się delikatne listeczki do czasu, kiedy falują okazale na wietrze. Chyba podobnie mam też z ludźmi. Okazuje się, że często też przegapiam ludzką fazę od serdeczności, po pasożytnicze, jak jemioła, zasysanie - w moim przypadku – energii. Ludzie są przyjemni, ale na ile prawdziwi?!?...
You know what, some time ago – speaking of “revealed truth” – I had the pleasure to participate in an emotionally exhausting yet incredibly vivid meeting that prompted me to take actions, majestically ;) just as I am doing now. I mean the meeting with the wonderful Karolina and the awe-inspiring, huge (literally!) Raban from Horse Spirit.
Chciałam poznać siebie lepiej, zrozumieć widziane przeze mnie strachy wszelakie i poznać, co trzyma mnie ciągle i niezmiennie w miejscu, mimo przekonania, że mogę zrobić coś więcej, uważniej. Zmienić się. Miał to być przyczynek do pozbycia się taszczonych latami przekonań, które odkryłam w końcu, jak Kolumb być może „swoją” Amerykę. Zastanawiam się czyjeż zdziwienie było większym.
Mimo iż żyję z wyobraźni i próbowałam przygotować się na to spotkanie, czytając oń, nie miałam świadomości, jak wielkie wrażenie na mnie zrobią te spędzone z „państwem” niemal trzy godziny. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej miała tak doskonałego nauczyciela... samej mnie.
Przepiękny „tonowy chłopak”, ciekaw konsekwentnie zażywającej co wieczór proszków, co by podołać życiu, mnie. W niewypowiedziany sposób, zaskakująco reagujący na najmniejsze moje każde drżenie wewnętrzne. Przy każdej wątpliwości w głowie, ściśniętym żołądku czy iść dalej – zatrzymywał się, próbując mnie szczypnąć, jakby chciała spytać:
„ to co, chcesz iść dalej, bo nie czuję, jakbyś chciała”
Niewiarygodnie bliski, jakby połączony z moim ciałem, uysłem – znakomity.
Wiecie, co wzruszyło mnie najbardziej? Chyba zobaczyłam w nim siłę, próbę zaopiekowania się mną, coś na kształt poczucia bezpieczeństwa, czyli „histerie”, jakich trzeba mi najbardziej od dawna. Siła Rabana, jego pewność siebie, asertywność, uzmysłowiły mi, że też mogę taka być – niekoniecznie opierając się na stałym moim schemacie „siłaczki”, która od dawna wlecze wszystko sama na swoich bolących lędźwiach.
Good, right?! It’s fantastic how perfectly one can be in symbiosis with horses. They respond to every tension, every hesitation — which I relentlessly try to understand from the saddle, wanting to communicate with “Her Highness” ;)