Twój koszyk jest obecnie pusty!
Tag: emocje
-
Sierpień 2024,
Good morning! I’m so excited! A few days ago, Bon and I went out — a walk in the field. For an hour and a half, we wandered through forests and fields — magical! My mind is healing — despite a rough night last night. It’s an incredible feeling to come back to yourself. Some time ago — quite seriously ;) — I wrote about the meaning of the word tribute. After such a long prelude, I think I can finally mention who I want to pay tribute to with my (not only) writing — and actually, who I want to keep honoring continuously. Very consistently. Especially because I owe her my life. I couldn’t care less about Polish pathos. I thought long and hard about how to approach this without unnecessary exaggeration, avoiding any mannerisms.
Bon, bo to ona na owym piedestale stoi, jest najcudowniejszą – po „błękitnookim dziewczęciu z piękną duszą” - historią w moim życiu. Z różnych powodów zresztą. Oprócz wspomnianego, konsekwentnie uczy mnie. Przy każdym kolejnym spotkaniu. Zaskakuje. Wzrusza, kiedy rozpoznaje mój głos, wita się Po bez mała szesnastu latach projektowania wnętrz – co zresztą zrodziło się z ogromnej pasji do tworzenia, kreowania – mam dość. Tak zwyczajnie. Absolutnie nie kreacji! Żyję z wyobraźni, uwielbiam inaczej patrzeć na świat. Chodzi chyba o to, że to „inaczej” nie zawsze jest rozumiane. Tak jakoś moja największa motywacja – próba pokazania misyjnego podejścia do tej roboty, że można inaczej – zaczęła znikać, aż w końcu – straciła się zupełnie.
There’s no point in doing something that stops exciting you. Life’s tough dramas made me make a decision that allowed me to breathe, to catch new energy — and my motivation became Bona herself. It felt like it took forever — trying to find myself. A split personality — wanting something else, but having to keep going the old way for obvious reasons. A vicious circle. Stepping out of the pattern, out of the comfortable chair you got stuck in — where you feel safe, but only seemingly — is hard. Hard doesn’t mean impossible. I think this transition was shown very vividly in a short film made in my studio at the time. I really wanted Pluszowa to appear in it. We filmed it a few years ago — maybe three. I think back then, subconsciously, I already felt I needed a different career path ;) Bona stood in the office, ending the film episode — though probably not only that.
-
Końcówka czerwca, 2024r.
Byłam wczoraj u rodziców. Czekając na Padre, poszłam za garaż, na boisko mojej dawnej podstawówki, po której w zasadzie nie ma śladu. Zarośnięte młodnikiem boisko. Resztek wyburzonych murów praktycznie nie widać zza drzew. Miałam do szkoły dwie minuty. Dosłownie.
Okna kuchni rodziców, w części wychodzą na dawne boisko szkolne. Na wprost ( kiedyś ), piaskownicy i prowadzącej doń drogi, po której skakaliśmy w dal.
Pamiętam jedne takie zajęcia, a ściślej – wpatrywanie się w ten piasek z kuchennego okna w oczekiwaniu na ukochane gołąbki mojej Madre. Biegłam potem do kaplicy na popołudniowe zajęcia z religii. Takie to były czasy. Wczoraj moje rodzime osiedle zrobiło na mnie przygnębiające wrażenie. Choć niektóre panie w tych samych od lat sklepach, mnie poznawały i uśmiechały się szczerze do mnie, to smutni ludzie snujący się po chodnikach i wyjątkowo zmęczona życiem Pani Z Żabki, byli zaskakującym widowiskiem. Mam takie wrażenie że panuje tam przedziwna energia zwątpienia, jałowości, nijakości. Smutne.
-
10 czerwca, 2024r.
Spojrzenie – szczególnie dziś. Szczególnie, ponieważ w cyklu ( moim ), depresyjnym są takie chwile, kiedy dużo się zmienia, a dyktowane to jest... zapominalstwem mym i przerwie w „dostawie chemii” do mózgu, w którym zaszły przecie zmiany. Nie powinnam o tym pisać pewnie, bo niedozwolonym jest w leczeniu depresji samowolne odstawienie leków. Kiedy zatem jestem naprawdę sobą – kiedy biorę proszki, czy kiedy je odstawiam, chcąc przekonać się, na ile jestem w stanie uładzić odurzoną chemią we mnie Bestię, która każe zaciskać mi boleśnie szczęki, powodując ścieranie zębów. Która podstępnie szepcze mi do ucha: „ olej głupców, gardzisz nimi – pokaż to!”. W zamian za to, proponuje mi nieznośny szum w uszach, uciążliwy pisk. Nakazuje głowie „kręcić się” okrutnie, nie nadążając niejako za obrazem, powodując bolesne uczucie odosobnienia, niespójności, agresji. Potworze, Potworze czy już zawsze będziemy tak sobie w niemal pełnej symbiozie żyli?!? Czy jedynym na Cię sposobem, jest chemiczne ogłuszenie?!? Czy jeśli teraz zakochuję się w kimś, to ja czy Ty, Podstępna Żmijo?? Nienawidzę Cię, a jednocześnie – arogancko i zupełnie absurdalnie cichuteńko uwielbiam, bo mam nad Tobą przewagę farmakologiczną. Pozory. Jednakowoż, pozwalasz mi zobaczyć w sobie historie, o jakich nigdy wcześniej nie śniło mi się.
-
6 maja 2024r.
Czasem zastanawiam się, jak to się dzieje – a dotyka mnie to co roku – że zawsze przegapię fazę od momentu, kiedy na drzewach pojawiają się delikatne listeczki do czasu, kiedy falują okazale na wietrze. Chyba podobnie mam też z ludźmi. Okazuje się, że często też przegapiam ludzką fazę od serdeczności, po pasożytnicze, jak jemioła, zasysanie - w moim przypadku – energii. Ludzie są przyjemni, ale na ile prawdziwi?!?...
You know what, some time ago – speaking of “revealed truth” – I had the pleasure to participate in an emotionally exhausting yet incredibly vivid meeting that prompted me to take actions, majestically ;) just as I am doing now. I mean the meeting with the wonderful Karolina and the awe-inspiring, huge (literally!) Raban from Horse Spirit.
Chciałam poznać siebie lepiej, zrozumieć widziane przeze mnie strachy wszelakie i poznać, co trzyma mnie ciągle i niezmiennie w miejscu, mimo przekonania, że mogę zrobić coś więcej, uważniej. Zmienić się. Miał to być przyczynek do pozbycia się taszczonych latami przekonań, które odkryłam w końcu, jak Kolumb być może „swoją” Amerykę. Zastanawiam się czyjeż zdziwienie było większym.
Mimo iż żyję z wyobraźni i próbowałam przygotować się na to spotkanie, czytając oń, nie miałam świadomości, jak wielkie wrażenie na mnie zrobią te spędzone z „państwem” niemal trzy godziny. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej miała tak doskonałego nauczyciela... samej mnie.
Przepiękny „tonowy chłopak”, ciekaw konsekwentnie zażywającej co wieczór proszków, co by podołać życiu, mnie. W niewypowiedziany sposób, zaskakująco reagujący na najmniejsze moje każde drżenie wewnętrzne. Przy każdej wątpliwości w głowie, ściśniętym żołądku czy iść dalej – zatrzymywał się, próbując mnie szczypnąć, jakby chciała spytać:
„ to co, chcesz iść dalej, bo nie czuję, jakbyś chciała”
Niewiarygodnie bliski, jakby połączony z moim ciałem, uysłem – znakomity.
Wiecie, co wzruszyło mnie najbardziej? Chyba zobaczyłam w nim siłę, próbę zaopiekowania się mną, coś na kształt poczucia bezpieczeństwa, czyli „histerie”, jakich trzeba mi najbardziej od dawna. Siła Rabana, jego pewność siebie, asertywność, uzmysłowiły mi, że też mogę taka być – niekoniecznie opierając się na stałym moim schemacie „siłaczki”, która od dawna wlecze wszystko sama na swoich bolących lędźwiach.
Good, right?! It’s fantastic how perfectly one can be in symbiosis with horses. They respond to every tension, every hesitation — which I relentlessly try to understand from the saddle, wanting to communicate with “Her Highness” ;)