14 czerwca 2024r.

Bezczelna Jędza odpuściła, obezwładniona konsekwentnym łykaniem zapomnianych proszków. Mea culpa. Za to Pachnące Futro i jej jęzor, pieczołowicie wylizujący arbuza, mocno mnie uszczęśliwiają. Jestem szczęśliwa, bo po prostu jestem.

Wczoraj moi ulubieni klienci, Państwo Mili, uzmysłowili mi, że cierpię na śmiertelną chorobę. Brzmi to nieco strasznie. A propos „strasznie” – wczoraj, po – jak obie ustaliłyśmy z trenerem – fajnym, dobrym treningu, w trakcie rozkoszowania się Bon trawą, „Pani Dobra Rada”, wychynąwszy z otchłani pachnącego skansenem domku, ni stąd, ni zowąd zabrała głos, żując w ustach papierosa.

Oznajmiła mi, że powinnam jeździć bez strzemion – żeby poprawić dosiad, mam sztywną rączkę oraz za wysoko anglezuję. Pani z cygaretą, w przykucu, zajmująca się szeroko rozumianymi zadaniami różnymi, „doradziła”. Zgnilizna polska wylazła, w całym jej boskim obliczu.

Zaniemówiłam, a na moje: „uczę się od nowa” odrzekła: „Przecież nie miałaś przerwy.” Ścisnęło – ale nie jej uwagi, a próba zrozumienia, dlaczego ludzie… są wredni. Nigdy nie pojmę.

Wszystkie historie z ostatnich trzech lat, konsekwentne próby pokonywania Osobistego Demona, w konsekwencji dają mi siłę. Tak sobie myślę, że – mając prawie pięćdziesiąt lat – w końcu zaczynam rozumieć, kogo należy kochać najmocniej. Siebie.

PS. Pani „Uroczej” życzę koncentracji na sobie. Może jeszcze zaowocuje czymś dobrym.