Twój koszyk jest obecnie pusty!
Dzień bardzo dobry. Kocham poranki na Ranczu!

kategoria
Dzień bardzo dobry. Kocham poranki na Ranczu! Chłopaki pobiegali raniuteńko po lesie, a mnie udało się przyciąć ulubione dzikie róże, których zapach ubóstwiam. Pani z ogrodnictwa zdradziła mi sekret, że przycinając je po każdym przekwitnięciu, zakwitną na nowo. I tak moje wszystkie róże kwitną niemal na okrągło. A wicie co, miałam kiedyś – sto tysięcy lat temu – lalkę, tzw. „dzidziusia”. Dostałam od ciotki z RFN'u. Nie uwierzycie, ale gumowa główka naprawdę długo pachniała... dzikimi różami właśnie. Może dlatego lubię moje ranczowe dzikusy.
Byłam wczoraj u Bon. Temperatury dają się we znaki – obu szło nam... yy... różnie ;) Młoda skanuje mnie za każdym razem – sznupie czy nie schowałam gdzie czegokolwiek, co mogłaby zjeść. Chyba fest ją rozpuściłam. Co robić – całe moje stado takie jakieś nienażarte, rozpuszczone, kochane. Najbardziej – niezmiennie – fascynuje mnie ich różnorodne usposobienie. Uwielbiam absolutnie! Każdego z osobna – każdego inaczej. Wspominałam tam kiedy o gloryfikacji. Chodziło mi o Bon, która mnie uratowała. Długo myślałam, jak mogę się odwdzięczyć – oprócz oczywistego rozpieszczania – aż do feralnego SMS'a kolegi, w którym napisał o śmierci przyjaciela. Depresja. Samobójstwo. Pomyślałam wtedy, że to właśnie to. Ktoś może przeczyta, spróbuje. Chciałabym dać Bon nieśmiertelność. Uwielbiam z nią być, czuć jej zapach.
Zimą wracam ze stajni totalnie przemarznięta, totalnie. Siedzę wtedy, jak embrion pod prysznicem i polewam się gorącą wodą. W ogóle jestem zmarzluchem. Od zawsze. Pomyślałam zatem, że biorąc pod uwagę te dwa aspekty, mogłabym co wymyślić i... zaczęłam projektować ubrania jeździeckie, biorąc pod uwagę moje potrzeby. Bluza ma zatem i szaliczek ( komin ), otulający szyję i kaptur. Jest z wysokogatunkowej bawełny w wersji premium. Ma też kieszenie na zamki – co by mi smaczki nie wylatywały. Uwielbiam ją absolutnie! Przyznam się, że począwszy od fazy testów chodzę w niej namiętnie. Raz nawet zapytano mnie, czy zimy się spodziewam, że tak opatulona bluzą jestem. Każdy detal tego przedsięwzięcia mnie ekscytuje, napędza, czasem porusza. Zwłaszcza, kiedy piszę o moich osobistych, trudnych doświadczeniach. Całość jest tak bardzo spójna w mojej głowie. Wynika jedno z drugiego. Wszystko połączone tak różnymi emocjami – od skrajnego załamania, dzięki któremu zaczęłam tworzyć. Najpierw dla siebie, żeby się wydostać z tego gówna, zapomnieć o obezwładniającej bezsilności i pozornej na szczęście, bezsensowności tego świata, życia.
One są potrzebne – te strachy wszystkie. Pomagają obejrzeć siebie, poznać się. Potrzebne są, żeby z nich – po długiej czasem pracy – odnaleźć uczucia, jakie są po drugiej stronie – spokój, uczucie bezpieczeństwa, aż w końcu pasja, fascynacja życiem na nowo odkrywanym – również dzięki pomocy innych. Chciałabym, żeby w moich ubraniach widać było całe to doświadczenie, a ściślej – jego ukoronowanie pasją, ekstazą, uczuciem bliskości i miłości po prostu. O jaaa... zaś mnie poniosło. To chyba dlatego, że dotykam różnych próbek, testuję skarpety, wybieram kolory – a dziś – mają „przyjść” próbki kolorów na kamizelki. Uwielbiam wybierać kolory. To jak we wnętrzach – taki sznycik na dopieszczenie wizji.