Twój koszyk jest obecnie pusty!
Dzień dobry bardzo lipcowo ciągle,

kategoria
Miałam „zjazd” dwa dni temu. Przyznam się cichuteńko – zapomniałam o aptece przez
dwa dni. Naprawdę, po prostu zapomniałam. Moja wyprawa po proszki była drogą
okrutną – nie wspomnę o miotaniu się targana wyrzutami sumienia, ale o fizycznym
aspekcie pokonywania braku chemii w głowie. Pisk w uchu, zawroty. Oczywiście mogę
jedynie o sobie i swoich doświadczeniach pisać – i o ile wydaje mi się, że panuję nad
Demonami, o tyle, moje ciało będące długo w trybie „przetrwania”, wyrzuca mi teraz
różne. Bywają takie dni – jeden, dwa w tygodniu – że nie mam zupełnie siły na nic.
Fizycznie. Nie umiem zwlec się z kanapy. Wykonuję niezbędne, konieczne działania i lee
zupełnie bez sił. Kiedyś, było to dla mnie straszne – jak mogę tak idiotycznie marnować
dzień, przecież jest tyle do zrobienia, w domu, ogrodzie, etc. Dziś, poddaję się temu.
Uczę się słuchać korpusu, oblekającego boski umysł, od którego tak wiele przecież
zależy. Może sprawić, że jest się swoją najlepszą przyjaciółką bądź najgorszym wrogiem.
Takim opętanym, miażdżącym siebie. Wyjątkowo autodestrukcyjnym. Dobra tam – nie
ma co – mimo wszystko, proces uczenia się, jest ( w mojej opinii ), najpiękniejszym
życiowym procesem. Poznawanie siebie jest ważnym, ale próba zmierzenia się z
własnymi strachami, ograniczeniami, aż wreszcie zmiana przekonań, ścieśniających
rozwój, to dopiero zajebista jazda!