dzień dobry,

od rana nurtuje mnie pytanie – błąd! - od czasu jakiegoś, tygodni kilku. Co myślicie o dawaniu drugiej szansy?

W jeździectwie (po mojemu) to tylko „szanse” — dawane mnie przez Jej Wysokość. Boszszsz... jakie to konisko jest wyrozumiałe! Chyba podobnie jest z samym sobą — odkąd pamiętam, daję sobie szanse. I od nowa, i znowu, i zaś od początku, itd.

Tylko to odurzające pytanie, dotyczy drugiego człowieka. To jest chyba jak dobrowolne podanie załadowanej broni, wymierzonej prosto w głowę, w oczekiwaniu na wyrok. Z drugiej strony – ponoć każdy zasługuje na wspomnianą. Sama nie wiem, naprawdę. Ciekawam opinii.

Jak tak myślę sobie o moich ostatnich kilku latach wstecz, to moje życie przypomina trochę którąś z komedii Woodego Allena, którego ubóstwiam!

Boszszsz... ależ chciałabym wyglądać, jak Penelopa Cruz w „Zakochanych w Rzymie” ( Woody Allen, 2012r. )!

Dobra, idę pojeździć!